Wolnoć Tomku, w swoim domku! Czyli mini-serial o budowie własnych 4 kątów.

#MenelskieWybory

Jeżeli obserwujesz mnie na FB czy IG, to mogę tylko powiedzieć, że kolor wiatrołapu nie został jeszcze przez nas wybrany. Ale przynamniej “ciche dni” się skończyły. 

Temat własnego “M” od lat chodził nam po głowie. Zresztą, komu nie chodzi.
Jeszcze około 3 lata temu plan był taki, że prawdopodobnie zostaniemy w Warszawie, i to właśnie tam będziemy szukać swojego mieszkania (bo na dom raczej nie moglibyśmy sobie pozwolić).

Niedługo potem ruszyliśmy z Into The LAS na Podlasiu, i jak nic, okazało się, że zarządzanie tym miejscem z Warszawy nie będzie możliwe. Tym samym, w lutym 2019 roku roku spakowaliśmy cały nasz majdan i przenieśliśmy się na Podlasie. Jeszcze nie na “własne śmieci”, a do wynajętego domu w niedalekiej odległości od Sojczynka, w którym znajduje się nasze Into The LAS

W międzyczasie wybuchła pandemia i się zaczęło wchodzenie pod życiową górkę. Niemniej temat własnego kąta, tym razem w opcji dom, a nie mieszkanie, musiał zacząć być przez nas formalizowany. Tak naprawdę, formalizowaliśmy go sobie już od bardzo dawna, przeglądając Pinterest, Instagram, zapisując się do wszystkich możliwych grup związanych z designem, projektami domów itd. Mnogość tego, co jest obecnie na rynku powodować może zawrót głowy. 

Wiedzieliśmy, na pewno, że nie chcemy kolejnej “nowoczesnej stodoły”, których, mam wrażenie, buduje się ostatnio tyle, ile w PRL’u budowano popularnych „kostek”.

Żeby nie było, bryła „nowoczesnej stodoły”, sama w sobie jest bardzo fajna, niemniej zależało nam na bryle budynku, która nie będzie kolejną wersją takowej.

Jak to jednak zrobić, kiedy warunki zabudowy są, jakie są, i poniekąd wymuszają na nas cechy stodoły.

Ano dzwonisz do Michała Ciemniewskiego z Pracowni MMHC i prosisz, aby zaprojektował Ci dom.

Michała poznaliśmy (jak to zazwyczaj bywa przy takich sytuacjach) przez naszych znajomych, którym projektował dom na Mazurach.

Pierwotnie w ogóle myślałem o tym, aby kupić gotowy projekt domu, i później tylko zmodyfikować go odpowiednio, by móc od razu wbić łopatę w ziemię. Jednak po przejrzeniu „iluś-set” projektów, uznaliśmy, że stworzenie projektu indywidualnego, skrojonego na nasze potrzeby, będzie najlepszą opcją.

Zebraliśmy wszystkie projekty, które przykuły naszą uwagę, ustaliliśmy jaka powinna być powierzchnia domu, ile potrzebujemy pokoi, jaka ma być ich funkcja, jak chcemy używać naszego domu i posłaliśmy to wszystko do Michała zostawiając go z tematem.

Po kilku tygodniach dostaliśmy rozkład pomieszczeń w domu. Jasno wydzielona strefa dzienna oraz strefa nocna, bez dostępu do niej dla „osób trzecich”. Niby pierdoła, ale sam nigdy o czymś takim bym nie pomyślał.

Katedralny sufit w strefie dziennej, choć w innej formie niż klasyczna katedra, z antresolą nad kuchnią, która bardzo fajnie „zamyka” wysoką przestrzeń strefy salonu. Spiżarnia będąca także przestrzenią z blatem roboczym na którym „pochować” będzie można wszystkie kuchenne „sprzęty stojące”. „Magazyn” do obsługi domków w naszym Into The LAS, do tego pralnia i suszarnia w tym magazynie. Nasza sypialnia oddzielona od pokojów Dzieci garderobą, żebyśmy nie musieli mieć dyskomfortu, że Dzieci nas usłyszą, kiedy będziemy się godzić 😉

Pięknie!

Generalnie na tym etapie jedyne zmiany jakie wprowadzaliśmy to wielkość pomieszczeń, a dokładniej „magazynu”, który musieliśmy odpowiednio powiększyć.

Będąc w temacie metrażu domu. Od samego początku wiedzieliśmy, że budowa domu w naszym przypadku nie ma być ustawiona w kierunku “postaw się i zastaw, ale miej”. Ten kierunek zostawiliśmy na okna, bo akurat widoki są dla nas kluczowe na tej naszej wsi, i wiedzieliśmy, że bardzo zależy nam na tym, aby mieć dużo dużych okien. Natomiast cała bryła miała być charakterystyczna ale nie krzykliwa lub droga w budowie.

Wracając do metrażu domu, uznaliśmy, że dla rodziny 2+2, pracującej w domu oraz wymagającej dodatkowej przestrzeni do obsługi Into The LAS, dom o metrażu 150 m2 będzie wystarczający. 

Zrezygnowaliśmy także z kominka, który uznaliśmy za stratę pieniędzy w naszym przypadku, bo prawdopodobieństwo, że będziemy rozpalać go częściej niż na Święta Bożego Narodzenia jest bliskie zeru. 

Natomiast sam układ pomieszczeń był od samego początku tym właściwym. Więc praktycznie na pierwotnie stworzonej przez siebie wersji, Michał zaczął myśleć o bryle budynku.

I tutaj Michał, poza inspiracjami, które mu wysłaliśmy, sam założył sobie za cel oddzielenie w bryle części dziennej od nocnej. I w pierwszej wersji projektu Michała forma bryły wyraźniej, niż na ostatecznym projekcie, oddzielała te dwie strefy. Co zresztą możecie zobaczyć na obrazku poniżej. 

Pierwszą wersję bryły dostaliśmy właśnie gdzieś w okolicach, kiedy powiększyła się nam rodzina, więc z wiadomych względów, Vika dopiero po jakimś czasie “wróciła do żywych”, i któregoś dnia przychodzi do mnie i mówi: “kurde, wiesz co, chciałabym jeszcze coś innego”. 

Pomijam już fakt, ze dla mnie pierwsza bryła była tą, na którą bym się zdecydował. Niemniej, Michał – spoko gość, przygotował drugą wersję bryły, która już tym razem była “strzałem w dziesiątkę” 

Dosłownie było tak, że jak otrzymaliśmy projekt po zmianach, od razu wiedzieliśmy, że “mamy to”. Ostateczne złagodzenie bryły uspokoiło całość budynku, ale jednocześnie cały czas jest widoczny podział pomiędzy strefami w domu.

Jednym z punktów wspólnych obu brył była wnęka od strony południowej, z miejscem na posadzenie drzewa oraz jednoczesnym podkręceniu widoku z naszej sypialni, a także doświetleniem korytarza i salonu. To miejsce w założeniu Michała ma być nawiązaniem do koncepcji rzymskiego atrium, łącznik między światem zewnętrznym, a wewnętrznym. A najfajniejsze jest to, że w sypialni możemy mieć stale nie zasłonięte okna, co tylko będzie nam podgrzewać atmosferę 🙂 

Także pierwszy odcinek naszego mini-serialu o budowie domu mamy za sobą! W kolejnych odcinkach zapewne nie raz będę rwał sobie włosy z głowy, bo budowa domu, jest super sprawą, ale nie oszukujmy się, nie jest to droga usłana różami czego doświadczałem kiedy tworzyliśmy Into The LAS

A Michała szczerze Wam polecam! Siedzi sobie zaszyty w Wiśle i i kreśli swoje projekty to na południe, to na Mazury, to na Podlasie! Dużym plusem pracy Michała, jest fakt, że od samego początku przykłada swoją uwagę do tego, aby całość projektu była bardzo dobrze przemyślana, rozplanowana i wyliczona. Co potwierdziła później nasza Architektka z biura projektowego zajmującego się wnętrzem. 

Kontakt do Michała znajdziecie TUTAJ!